Najnowsze wstępne odczyty Głównego Urzędu Statystycznego są szeroko komentowane przez analityków jako efekt skutecznej walki z inflacją. Premier rządu, Mateusz Morawiecki, stwierdził, że “zaciągnęliśmy hamulec inflacji”. Ile z tego jest prawdą i co można wyczytać ze świeżo udostępnionych odczytów?
Indeks cen towarów i usług konsumpcyjnych CPI listopadzie wzrósł o 17,4% względem analogicznego okresu z 2021 roku. Przypomnijmy, że w październiku odnotowano wzrost CPI na poziomie 17,9%. To bardzo pozytywne dane, które zweryfikowały bardziej pesymistyczny konsensus. Na informacje z odczytu wstępnego przygotowanego przego przez Główny Urząd Statystyczny od razu pozytywnie zareagowały rynki. Widać to na przykładzie środowych notowań głównych indeksów: WIG20, mWIG40 i sWIG80. Wszystkie zakończyły się “na zielono”.
Różnica między przyrostem poziomu inflacji (CPI) w październiku a listopadzie, w porównaniu do analogicznych okresów sprzed roku, nie wskazuje na to, że inflacja została zahamowana. Wręcz przeciwnie – siła nabywcza pieniądza dynamicznie spada, a ceny towarów i usług są coraz wyższe. Czym innym jest bowiem mniejszy wzrost inflacji, a czym innym jej “zahamowanie”, na co wskazywał w premier Mateusz Morawiecki w trakcie konferencji prasowej.
Ostatni odczyt inflacji CPI kładzie też wątpliwość na zapowiedziach niższego poziomu inflacji w latach 2023-2024. Wynika to przede wszystkim z wciąż rosnącej inflacji bazowej, która w listopadzie wyniosła 11,2%. Inflacja bazowa jest niezwykle trudna do powstrzymania i nie wynika ze spirali płacowej. Na horyzoncie pojawia się także wiele pesymistycznych informacji takich jak np. poważne problemy energetyczne Ukrainy, zapowiedź końca zerowej stawki VAT na nośniki energii od stycznia 2023 r., a także epicentrum sezonu grzewczego (luty).
Zdj. główne: Mufid Majnun/unsplash.com