W lipcu inflacja bazowa w Polsce wyniosła 4,3 proc. i była najwyższa od końca 2001 roku. Wprawdzie chodzi tylko o jedną z miar podawanych przez NBP, jednak wzrost cen staje się coraz bardziej odczuwalny.
Inflacja bazowa nie obejmuje zmian cen części produktów i usług, które nie obrazują jakości polityki pieniężnej państwa. Są to między innymi energia i żywność, których ceny zależą bardziej od pogody niż od tego, co się dzieje w gospodarce. W lipcu tego roku wskaźnik inflacji, który nie uwzględnia tych kategorii cen, wyniósł 4,3 proc. i był o 0,2 proc. wyższy niż w czerwcu.
Gospodarka znajduje się w recesji, jednak ceny rosną, i to szybko. Nie sprawdził się zatem scenariusz, w którym zakładano wyraźne spowolnienie procesów inflacyjnych, a nawet możliwość wystąpienia deflacji. Miały go urzeczywistnić spadające płace oraz malejący popyt na towary i usługi, jednak miliardy złotych, które popłynęły do firm i obywateli, spłyciły recesję i nie dopuściły do spadków cen.
Wysoka inflacja bazowa to efekt kilku zjawisk. Po pierwsze, po zniesieniu lockdownu nastąpiło uruchomienie odroczonego popytu; w niektórych branżach, na przykład turystycznej czy fryzjerskiej, odbicie było tak silne, że udało się przenieść na klientów część kosztów wynikających z wcześniejszego zamrożenia gospodarki. Po drugie, ze względu na straty spowodowane drastyczną obniżką stóp procentowych, banki wyraźnie podniosły prowizje i ceny innych usług finansowych.
Większość ekspertów jest przekonana, że podwyższony poziom inflacji to mimo wszystko przejściowe zjawisko, które w najbliższych miesiącach powinno stopniowo zanikać.